Dzisiaj ukazał się pierwszy numer magazynu Aktywna Mama. Jest to miesięcznik dla kobiet aktywnych zawodowo, które posiadają bądź planują urodzić dziecko. Magazyn ma charakter poradnika z elementami prawa, publicystyki i life-stylu. Było mi bardzo miło, że twórczynie magazynu zwróciły się do mnie o podzielenie się swoimi przemyśleniami dla pierwszego numeru w dziale Mama Potrafi. Mam nadzieję, że Aktywna Mama będzie dla wielu rodziców, nie tylko mam ale i ojców, inspiracją do aktywnego wychowywania swoich pociech.
Więcej o magazynie na www.mamaaktywna.pl
Potrzeba trochę czasu… O ustawie żłobkowej i łączeniu macierzyństwa z aktywnością zawodową z Agnieszką Pomaską, posłanką PO, rozmawia Beata Michalska-Jutrzenka
Aktywna Mama to kobieta zaangażowana zawodowo, fizycznie, społecznie, towarzysko … Nie przypadkowo pierwsze wydanie naszego magazynu otwieramy rozmową z Agnieszką Pomaską, zawodowo posłanką PO, a prywatnie mamą małej Zosi. Swoją osobą, utożsamia bowiem znaczenia wszystkich tych słów.
B.M-J.: Pani poseł, bycie Aktywną Mamą zapewne wymaga doskonałej organizacji pracy, dyscypliny, a także pomocy ze strony Pani najbliższych i wsparcia od otoczenia. Który z tych elementów jest Pani zdaniem najważniejszy, by móc łączyć macierzyństwo z pracą zawodową?
A.P.: Dziecko uczy nas przede wszystkim dobrej organizacji czasu, którego mamy coraz mniej. I to jest chyba podstawowa cecha, którą trzeba w sobie wyrobić chcąc godzić pracę zawodową z życiem prywatnym. Planujemy z mężem wszystko na tydzień wcześniej: kto danego dnia będzie zajmować się Zosią i jak będzie wyglądać nasz następny tydzień. Ale nie zapominamy też o przyjemnościach. Najważniejsza jest dobra organizacja i umiejętność znalezienia czasu również na odpoczynek, relaks, w tym uprawianie sportów, żeby móc odreagować codzienne obowiązki i obciążenia… W ten sposób łączymy przyjemne z pożytecznym. Na spacery chodzę z Zosią nad morze, na deptak gdzie wsadzam ją do wózka i jeżdżę na rolkach. Wtedy odpoczywam od polityki, a przy okazji przebywamy razem na świeżym powietrzu.
B.M-J.: Zarówno teraz jak i przed urodzeniem dziecka, była i jest Pani aktywna sportowo. Ma Pani na swoim koncie niebagatelne sukcesy. Czy to treningi nauczyły Panią dyscypliny, która pomagała łączyć rolę matki i polityka?
A.P.: Myślę, że tak. Uważam że sport świetnie przygotowuje do pracy zawodowej. Zanim zajęłam się polityką byłam sportowcem i to chyba te treningi przygotowały mnie dobrze do nowej roli. Polityka, to również rywalizacja, ale jednocześnie gra fair play. Kiedy doszły do tego obowiązki mamy, to – mówiąc żartobliwie – przydała się również kondycja, ale przede wszystkim żelazna dyscyplina i konsekwencja w działaniu.
B.M-J.: Jest Pani w specyficznej sytuacji. Mieszkając w Gdańsku, pracuje Pani w Warszawie. Wiąże się to z koniecznością częstego zostawiania Zosi w domu na dłuższy czas, choć – jak pewnie wielu Czytelników pamięta – początkowo przyjeżdżała z Panią do Warszawy na posiedzenia Sejmu. Kto zatem wspiera Panią w opiece nad dzieckiem?
A.P.: Rzeczywiście dużo czasu spędzam w Warszawie ale też pracuję w moim okręgu wyborczym w Gdańsku. Przede wszystkim mam wsparcie mojego męża. Kiedy mnie nie ma, to na jego barkach ciąży zorganizowanie opieki dla Zosi. Mój mąż lepiej odnajduje się organizowaniu podziału zadań. Kiedy jestem w Gdańsku staram się maksymalnie dużo czasu poświęcić córce. Czasem nawet udaje mi się przy niej popracować. Nie poradzilibyśmy sobie bez rodziców i rodzeństwa. Często mój tata zajmuje się Zosią, jest świetnym dziadkiem. Ciągle mówimy o tych babciach, które nam pomagają. Jednak muszę powiedzieć, że dziadek potrafi tę rolę wypełniać równie dobrze. Jestem z niego dumna.
B.M-J.: Widzę że wszystko ma Pani doskonale poukładane. Czy kiedy zaczynała Pani karierę zawodową, miała Pani gotową receptę jak pogodzić w przyszłości życie rodzinne i pracę?
A.P.: Oj, zupełnie nie. A już na pewno nie wyobrażałam sobie bycia tak aktywną mamą. Moje wyobrażenie o macierzyństwie było zupełnie inne niż pokazało życie. Chyba dlatego, że tych aktywnych mam jest u nas ciągle za mało. Nasze dosyć konserwatywne społeczeństwo sprawia, że to właśnie na mamie głównie, spoczywa obowiązek wychowywania i zajmowania się dzieckiem i to na wszystkich etapach jego życia. Istnieje przekonanie, że to mama jest najważniejszą osobą dla dziecka. Przekonałam się, że tak nie musi być, a tata może równie dobrze wykonywać wszystkie obowiązki rodzica i równie dobrze w tej roli się odnaleźć.
B.M-J.: Co zmieniło w Pani życiu pojawienie się dziecka? Co wykluczyło, a co wprowadziło nowego, umożliwiło, ułatwiło?
A.P.: Postanowiliśmy nie zmieniać swojego trybu życia i swoich planów na przyszłość. Oczywiście, musimy być bardziej poukładani, musimy pamiętać o tym, że tak małe dziecko wymaga uwagi przez cała dobę, że ma swoje potrzeby. Zaplanowaliśmy wyjazd na narty i pojechaliśmy, oczywiście z Zosią. Wyjeżdżamy na weekendy, czasem nawet za granicę. Ostatnio byliśmy w Berlinie i przy okazji uczestniczyliśmy w uroczystościach, w których brał udział Prezydent Komorowski. Nie było z obecnością Zosi w tej sytuacji żadnego problemu i okazało się, że można było połączyć obowiązki z odrobiną przyjemności. Nie mam więc poczucia żebym coś traciła dlatego, że mamy Zosię. Wręcz przeciwnie, sprawia nam dużo frajdy, że możemy gdzieś pojechać z dzieckiem i czasami nawet odnosimy wrażenie, że ona nas do wielu rzeczy mobilizuje.
B.M-J.: Młode matki często ulegają presji społecznej nakazującej im rezygnować z pracy zawodowej i pozostawać w domu poświęcając swój czas wyłącznie opiece nad dzieckiem, choć chętnie kontynuowałyby pracę. Czy również Pani, wracając zaraz po urodzeniu Zosi do pracy, odczuwała taką presję?
A.P.: Tak, tak…Teraz już trochę mniej, ale w trakcie ciąży i zaraz po urodzeniu Zosi spotykałam się z takimi uwagami, że przesadzam, że powinnam się zająć dzieckiem, a nie jeździć z nim po całej Polsce. Przez pierwsze pół roku karmiłam Zosię piersią, więc zabierałam ją do Warszawy. Nie wszystkim się to podobało. Przyzwyczaiłam się do tego, że nie należy przejmować się tym co inni o nas mówią. Oczywiście, zastanawiałam się czy nie robię błędu, ale potrafiłam postawić na swoim i dalej tak robię.
B.M-J.: Czy były chwile zwątpienia, kiedy myślała Pani: „Nie, nie dam rady, to ponad moje siły…”?
A.P.: Oczywiście. Kiedy Zosia miała dwa tygodnie okazało się, że w Sejmie po raz pierwszy będziemy zajmować się ustawą, którą ja przygotowałam i prowadziłam. Miałam zatem dylemat, albo przekazać komuś ustawę, albo kontynuować ją dalej osobiście. I właśnie wtedy byłam trochę przerażona. Nagle mam zrezygnować z pracy, której poświęciłam tyle czasu…?! Miałam poczucie, że z jednej strony rzeczywiście dopiero co urodziłam dziecko, z drugiej, dzieje się coś bardzo dla mnie ważnego. Wtedy prawdziwym oparciem okazał się być mój mąż. Na spokojnie rozważył jak możemy zorganizować się, bym mogła pogodzić macierzyństwo z pracą zawodową. I okazało się, że można. Intensywnie przez cały tydzień gromadziłam pokarm, żeby Zosia mogła być karmiona przez tatę mlekiem mamy i pojechałam na dwa dni do Warszawy. Mój mąż świetnie zajął się dzieckiem a ja wiedziałam, że Zosia jest w dobrych rękach.
B.M-J.: Ciągle jednak w Polsce pokutuje przekonanie, iż matka zostawiająca dziecko pod opieką innych osób robi mu w pewien sposób krzywdę. Zwłaszcza znienawidzona jest instytucja żłobka. Czy sądzi Pani, że nowa ustawa o opiece nad dziećmi do lat trzech (powszechnie nazywana ustawą żłobkową) jest w stanie przywrócić instytucji żłobka społeczną akceptację?
A.P.: Mam nadzieję, że tak będzie. Sejm przyjął ustawę o opiece nad dziećmi do lat trzech, która już weszła w życie. Przede wszystkim, wprowadza ona nowe formy opieki nad dziećmi. Głównym naszym celem było, nie tyle wysłanie obowiązkowo wszystkich dzieci do żłobka, bo wiadomo że tak nie będzie, ale danie wyboru i możliwości młodym rodzicom, co do sposobu sprawowania dziennej opieki nad ich dzieckiem. Nie każdego stać na prywatną opiekę, nie każdy ma babcię czy dziadka, którzy mogą pomóc przy dziecku, więc muszą być stworzone alternatywne możliwości. Mam nadzieję, że powszechny dostęp do żłobków, przełamie istniejący opór. Moja Zosia nie jest tylko i wyłącznie ze swoją mamą. Dlatego, na widok innych osób, uśmiecha się, a nie wstydzi i płacze. Chętnie wędruje na ręce nawet do osób nowo poznanych. Nie jestem psychologiem, ale widzę, że to wpływa pozytywnie na jej rozwój.
B.M-J.: Czy zatem wprowadzenie nowych form opieki nad dziećmi w postaci klubików dziecięcych bądź opiekunów dziennych jest odpowiedzią dla tych mam, które nie chcą lub nie mogą skorzystać ze żłobka?
A.P.: Tak, ponieważ tą ustawą wprowadzamy nie tylko ułatwienia, ale też legalizujemy w Polsce instytucję niani. I jest to niezwykle ważne. Oczywiście, potrzeba będzie trochę czasu, żeby ta ustawa w praktyce weszła w życie. Żeby samorządy się do niej przekonały i znalazły środki na jej realizację
B.M-J.: Czy są już pierwsze sygnały zmian jakie ma wywołać ustawa żłobkowa? Czy docierają do Pani jakieś informacje?
A.P.: To wygląda różnie, w zależności od poszczególnych miast. Wiem, że na tę ustawę w wielu miejscach czekano. Zmienia się między innymi status żłobka. Dziś można go dużo łatwiej założyć. Nie jest już ZOZ-em. To duże ułatwienie chociażby dla samorządów, dla których wiąże się to z dużą oszczędnością. Mam też informacje, że nowe inicjatywy powstają. Znam grupy rodziców, którzy zdecydowali się, że oprócz tego, że wychowują swoje dzieci, zajmą się również pociechami innych. W ten sposób, nawet nie tyle co zarabiają na takim rozwiązaniu, ale mają satysfakcję, że realizują się też zawodowo.
B.M-J.: Mamy też do czynienia z sytuacją, że mamy, które teraz są w domach mogą stać się szybciej aktywne.
A.P.: Rzeczywiście kobiety mają większą szansę szybciej powrócić do aktywności zawodowej. Taki też był cel tej ustawy.
B.M-J.: Ustawa wprowadza możliwość dofinansowywania przez państwo składek na ubezpieczenie społeczne dla zatrudnianych przez rodziców opiekunów. Czy jest to wystarczające uregulowanie by wyprowadzić polskie nianie z „szarej strefy”?
A.P.: Czy wystarczające to zobaczymy w najbliższych miesiącach, może nawet latach, jak będzie wyglądało to w praktyce. Myślę, że powinno to zachęcić rodziców do legalizacji pracy niań. Teraz wiele z nich pracuje nie mając żadnego zabezpieczenia ich zdrowia i przyszłej emerytury. Ten dodatkowy koszt spada teraz z rodziców, więc sama jestem ciekawa efektów.
B.M-J.: Czy samorządy będą miały na to pieniądze?
A.P.: Zobaczymy. To na pewno nie będzie ich priorytetem, ale zachęcam do tego samorządy i moje miasto Gdańsk. Uważam, że pierwsze miasto, które wykorzysta tę ustawę będzie mogło się tym świetnie wypromować. Moim marzeniem jest, aby było to moje rodzinne miasto – Gdańsk. Warto, aby władze miasta wygospodarowały środki, prezentując tym samym Gdańsk jako miasto przyjazne rodzinom, młodym, aktywnym rodzicom. Na razie nie mam sygnału żeby któraś z gmin miała do tego tematu takie podejście, a przecież jest to szansa na to, aby w ten sposób przyciągnąć do siebie nowych mieszkańców! Wiem, że ich liczba niestety często spada, wyprowadzają się na obrzeża dużych miast, tam też kierowane są ich podatki. Myślę, że ta ustawa jest narzędziem, które warto wykorzystać, by tę sytuację zmienić, a nawet zawalczyć o wzrost mieszkańców danego miasta.
B.M-J.: Jest Pani polską Licią Ronzulli, która pojawiła się w Parlamencie Europejskim podczas sesji plenarnej wraz z nowo narodzonym dzieckiem. Pani również wróciła do pracy zaraz po porodzie. Pojawienie się Pani w Polskim parlamencie wraz z małą Zosią wywołało burzliwą dyskusję dotyczącą tworzenia przyzakładowych żłobków i przedszkoli. Czy sądzi Pani, że przepisy ustawy mówiące o możliwości wliczania przez przedsiębiorców kosztów utworzenia i utrzymywania takich placówek są wystarczającym bodźcem do ich tworzenia?
A.P.: Na pewno jest to jeden z bodźców dla pracodawców. Niektórzy radzili sobie nawet bez tej ustawy. Wiem, że jest teraz taka tendencja i rzeczywiście pracodawcy coraz chętniej tworzą miejsca, umożliwiające mamom szybszy powrót do pracy. Przede wszystkim dlatego, że dla nich również jest to korzyść. Nie muszą np. szukać zastępstwa dla kobiet pozostających na urlopach wychowawczych. Takie działania opłacają się zakładom pracy, a ulgi, to dodatkowa mobilizacja i liczę że tak będzie.
B.M-J.: Czy przyzakładowe placówki opieki nad dziećmi, to dobre rozwiązanie dla matek?
A.P.: Oprócz tego, że zapewniają opiekę nad dzieckiem, to z reguły mieszczą się w tym samym budynku, co praca rodzica. Nawet mama karmiąca może pracować i jednocześnie w określonym czasie nakarmić dziecko. To główna zaleta takich placówek. Każdy chciałby mieć żłobek czy to blisko domu, czy zakładu pracy.
B.M-J.: Czyli oprócz bodźców ekonomicznych trzeba też uruchomić bodźce społeczne, żeby kobiety wymagały od pracodawcy tworzenia takich placówek?
A.P.: Dokładnie tak, trzeba odwagi żeby domagać się swoich praw i nie bać się tego. Nie bać się mówić o tym, że chcemy mieć dzieci. Nie bać się mówić tego, że mając dziecko chcemy pracować i starać się domagać tego od pracodawcy.
B.M-J.: Zwróciła Pani również uwagę na wszystkie niedogodności oraz bariery, które utrudniają aktywnej mamie sprawne funkcjonowanie publiczne z dzieckiem. Mam na myśli specjalne miejsca, pokoje dla matek z dziećmi funkcjonujące w przestrzeni publicznej, a także w miejscach pracy. Zebrała Pani sporo doświadczeń podróżując z Gdańska do Warszawy z dzieckiem. Czy mogłaby się Pani podzielić z Czytelniczkami Aktywnej Mamy swoimi refleksjami w tym zakresie? Co już zostało zrobione, a nad czym trzeba jeszcze popracować?
A.P.: Najlepiej wyposażone są chyba centra handlowe. Rzeczywiście są tam pokoje dla matek. Mój mąż się czasem oburza, że te pokoje powinny się nazywać pokojami dla rodziców, a nie tylko matek. Dużo gorzej jest w mniejszych miastach, gdzie brakuje takich miejsc. Różnie też bywa na trasie gdy jedzie się samochodem. Wiem, że jedna z sieci stacji benzynowych nawet się reklamuje, że ma takie przewijaki, ale to wyjątek. Sytuacja zmienia się, ale stanowczo za wolno. Gdy leciałyśmy do Warszawy, strasznie zirytował mnie fakt, że choć przewijak i miejsce dla rodzica z dzieckiem na lotnisku są, to nie ma tam mydła! Jak zainterweniowałam w tej sprawie, to widziałam, że nie do końca wiedziano, o co mi chodzi. Innym razem musiałam przewinąć Zosię w trakcie lotu.. Proszę mi wierzyć – udało mi się to zrobić na własnych kolanach. Po prostu mama potrafi!
Z drugiej strony wydaje mi się, że teraz jest taka moda – trend na podróżowanie z dzieckiem. To ważny argument dla przedsiębiorców i władz lokalnych, aby dopasowywać infrastrukturę do potrzeb społeczeństwa. Nawet Sejm pod tym względem się zmienił. Niedawno został zamontowany ogólnodostępny przewijak, więc z dzieckiem zapraszam także do polskiego parlamentu!
B.M-J.: Co Pani zdaniem jest większą przeszkodą utrudniającą polskim mamom szybki powrót do aktywności – złe ustawodawstwo, czy pokutujące ciągle jeszcze w społeczeństwie stereotypy nakazujące pozostawanie z dzieckiem w domu?
A.P.: Na pewno prawo jest dużo łatwiej zmieniać niż stereotypy. I to się nie stanie ot tak – decyzją Sejmu. Na to potrzeba będzie znacznie więcej czasu.
B.M-J.: Widok małych dzieci w miejscach publicznych, zwłaszcza w godzinach wieczornych w Europie wywołuje życzliwy uśmiech, w Polsce ciągle jeszcze grymas. Co zrobić by sytuację tę zmienić?
A.P.: Tak, sama tego doświadczam, ale to mnie utwierdza w przekonaniu że warto o tym pisać i głośno mówić. Bardzo się cieszę, że magazyn Aktywna Mama będzie promował tego typu zachowania, tego typu postawy. Inni rodzice widząc, że nie ma w tym nic złego, będą zachęcani do takich postaw, do tego żeby z dzieckiem więcej bywać.
B.M-J.: Wiem, że Zosia jest z Panią nieomal wszędzie. Jakie rady dałaby Pani czytelniczkom Aktywnej Mamy by pojawienie się dziecka w ich życiu nie było barierą odgradzającą matkę od świata zewnętrznego?
A.P.: Zachęcam przede wszystkim do tego by nie rezygnowały z realizacji swoich planów i marzeń, bo dziecko tego nie przekreśla. Wręcz przeciwnie – pomaga. Jestem przekonana, że każdy rodzic wie co dla jego dziecka jest najlepsze i przede wszystkim powinien kierować się tym, a nie opinią innych osób. .
B.M-J.: Bardzo dziękuje Pani za rozmowę i życzę wszystkiego dobrego, żeby Zosia się świetnie rozwijała, Pani kariera również, żeby dziecko nie było przeszkodą. Pytanie na koniec: czy 1 lipca była Pani z Zosią pod Pałacem Kultury świętując objęcie polskiej prezydencji w Unii Europejskiej?
A.P.: Świętowałyśmy ten dzień w Sopocie, jednej ze stolic prezydencji!